“Krwawy protest” w trakcie festiwalu w Cannes. Aktywistka chciała zwrócić uwagę na okupowane tereny Ukrainy
Coroczny festiwal we francuskim Cannes to jedno z najważniejszych wydarzeń w kinematograficznym kalendarzu. W tym roku doszło jednak do niespodziewanego wydarzenia.
Media co roku rozpisują się o kreacjach gwiazd obecnych na festiwalu, a także o najważniejszych produkcjach. Tegoroczna edycja jest jednak inna, a to wszystko za sprawą ukraińskiej influencerki.
Zobacz też: Ukraina policzyła straty wojenne. Zapowiadają, że Rosja zwróci im setki miliardów dolarów
Ilona Chernobaj weszła na czerwony dywan i pewnym momencie postanowiła oblać się sztuczną krwią. Worki ukryła w sukience, w barwach Ukrainy.
Ochrona zareagowała bardzo szybko i momentalnie wyprowadziła influencerkę z czerwonego dywanu. Chernobaj jednak osiągnęła swój cel – o jej proteście piszą wszystkie media na całym świecie.
“Ludzie nie powinni o nas zapomnieć”
Jej performance odbił się szerokim echem, a nagranie z oblania się sztuczną krwią trafiło na Instagrama trenerki fitness i influencerki.
W poście wytłumaczyła ona, co kierowało decyzją o zaprotestowaniu w ten sposób, a także, jaki był cel jej krwawego protestu.
Akcja miała na celu wsparcie okupowanych terytoriów i naszych ludzi, którzy tam mieszkają! Cały lud Ukrainy❤️🩹 A blogerzy i producenci okupantów właśnie przechadzają się po wybiegu w Cannes, prezentując swoje filmy na festiwalu!!! To wszystko dotyczy mnie osobiście! Sercem jestem z Ukrainą❤️ Zrobiłam to, co musiałam zrobić!
czytamy w oświadczeniu influencerki na Instagramie, tłum. red
Jej protest miał zwrócić uwagę na mieszkańców terenów, które nadal znajdują się pod okupacją. Wymowne jest w tym wypadku ubranie sukienki w barwach Ukrainy, a następnie oblanie jej sztuczną krwią.
Zobacz też: Co dalej z Krymem? Ukraina ma być gotowa na negocjacje z Rosją. Stawia jednak warunek
Ilona Chernobaj potwierdziła, że jej performance sprawił, że trafiła na “czarną listę”. Oznacza to, że Ukrainka nigdy więcej nie będzie miała wstępu na podobne wydarzenia.
Komentarze